REQUIEM dla grafomana

poniedziałek, 29 lutego 2016

Do piekła i z powrotem — recenzja sezonu 5b „Teen Wolf”

   Co nadaje się na pierwszy post bardziej od recenzji najukochańszego z najukochańszych seriali? Jestem w swoim żywiole, więc ta recenzja będzie ekstremalnie nieobiektywna. Żadna obiektywna nigdy nie była, ale w tym wypadku będzie to szczególnie widać. Polecam obejrzenie najpierw obu zwiastunów, a dopiero potem zabranie się pełną zachwytów, przeplataną wieloma zdjęciami (nie mogłam się zdecydować, no...; to trudne, wybierać dobre zdjęcia, ale takie, które nie zdradzą zbyt wiele), dość długą lekturę. Pełną powtórzeń. 



   Główne hasło przewodnie pierwszej części sezonu piątego brzmiało: Watch your pack/back (Uważaj na swoje stado/plecy)Natomiast sezonu zimowego dumnie głosi: To hell and back (Do piekła i z powrotem). Właśnie tym jednym wyrażeniem najtrafniej określiłabym te dziesięć odcinków — to czas jednoczenia się, zbierania wszystkich z powrotem, wybaczania i naprawiania błędów. Oczywiście to nie ma nic wspólnego z sielanką. Nagminnie różne postacie zapowiadają, że... wszyscy zginą. I to całkiem, a to całkiem przekonująco. 
   Scott musi z powrotem pozbierać swoje stado, gdyż w Beacon Hills grasuje Bestia — udana chimera Doktorów Strachu, sukces. W fandomie szerzej znana jako Szczerbatek, ponieważ spoglądamy na nią raczej z politowaniem, bo w Teen Wolf kreacja potworów nigdy nie skupia się na odstraszającym wyglądzie. 
   Już pierwszy odcinek wysoko podnosi poprzeczkę. Dostajemy sporą dawkę emocji, rozczulające retrospekcje i zostajemy urzeczeni historią ostatniej chimery. Istny rollercoaster rozpoczyna się już wtedy, od początku dużo się dzieje. Nie wiadomo, czego można się spodziewać. Bohaterowie znajdują się w gorszej sytuacji niż kiedykolwiek, bo stosunki między nimi zostały poważnie nadszarpnięte w poprzednim sezonie. Doktorzy, ku mojej rozpaczy, schodzą na dalszy plan. Naprawdę szkoda, bo według mnie na święta trójca jest naprawdę epicka i tworzy oryginalny klimat. Po pewnej scenie zrobiło mi się ich żal, zwłaszcza jednego, którego tożsamość poznajemy. Najciekawsze jest to, że prócz głównego antagonisty, przez którego trup w miasteczku znów ściele się gęsto, postacie mają swoje własne problemy. Niemal każdy z nich walczy również ze samym sobą. Próbuje naprawić to, co zrobił, bo wie, że czasu nie da się cofnąć. 
   Widzicie ten oszałamiająco genialny fresk niżej? Sprawił on, że kłaniam się Jeffowi Devisowi i całej reszcie jeszcze niżej. Za tę dbałość o szczegóły, drobne niuanse. W internecie jest mnóstwo interpretacji tego malowidła, także po polsku. Klik. Wyobraźcie sobie, że pomyślano o takich szczegółach jak kwestia otwartych i zamkniętych dłoni, symbol rodu Argentów na trampku, nieśmiertelniki, heptagram na skale czy poza przypominająca tę ze słynnego obrazu. Gdy jestem już po seansie, zaczynam dostrzegać, że każdy najbanalniejszy szczegół ma znaczenie. Cholera, gdybym na niektóre fragmenty spojrzała inaczej, dostałabym o wiele wcześniej odpowiedzi na większość pytań. Nie radzę dłużej wpatrywać się w to cudo, ponieważ można znaleźć nieskończoną ilość powiązań i aluzji, co prowadzi do lekkiego zdezorientowania... 




   W dużej mierze twórcy skupiają się na mocach Lydii Martin. Co tak naprawdę potrafią banshee? Nikt już nie powie, że to bezradna panna. Kluczem do pokonania Bestii i Doktorów Strachu okazują się właśnie umiejętności naszych zwiastunów śmierci — banshee i Piekielnego Ogara. Nim zaatakuje się wroga, trzeba poznać jego przeszłość. Słyszeliście o damnatio memoriae, czyli potępieniu pamięci? Czym słynna Bestia z Gévaudan zasłużyła sobie na najgorszą z kar — zapomnienie? 




   To również sezon powrotów. Znów widzimy Deucaliona, Meredith, Chrisa Argenta czy Gerarda. Powraca również nieobecny w piątym a trener, a wraz z nim lacrosse, które przywraca na moment lekki, młodzieżowy klimat z pierwszych sezonów. Crystal Reed wciela się w swojego przodka, który pozwala nam odkryć złożoność natury Bestii. Historia dzieje się na nowo. Co stanie się, gdy nastolatek zda sobie sprawę, że to on stoi za wszystkimi makabrycznymi morderstwami? Kiedy będzie dla niego za późno? Kto tak naprawdę nim jest? Valack nie pozostawia złudzeń zwolennikom szczęśliwych zakończeń — ktoś, kogo znasz. Niewiele osób przetrawiło te informację wcześniej, gdyż została ona przekazana w jednym z promujących zwiastunów jedynie za pomocą... alfabetu Morse'a. 



   Niesamowicie uradowało mnie rozwinięcie wątku Corey'a Bryanta. Nie licząc Theo Raekena, jest on moją ulubioną chimerą. Do tego ma niebanalne zdolności, a z Masonem tworzy naprawdę udany duet. Poza tym, aktor, choć młody i niedoświadczony, świetnie się w niego wczuwa, więc wszystkie sceny z nim oglądałam z olbrzymim zaciekawieniem. Polubiłam również Josha Diaza, a wcześniej należał do postaci, których los był mi całkowicie obojętny. 


   Już tradycją się stało, że prócz wątku głównego, każdy z głównych bohaterów dostaje swój własny wątek. Dzięki temu nikt nie zostaje pominięty i istnieje większa szansa, że któryś z tematów przypadnie widzowi do gustu. Ratowanie życia innym, by zrekompensować odebranie komuś życia. Walka z tkwiącym w środku demonem. Porachunki z Pustynną Wilczycą. Wyciąganie Deatona z opresji. Polityka Zmiennokształtnych. Potyczki w Eichen House. Historia dr Valacka. Wahania Jordana Parrisha. Opowieści Gerarda. Szkolenie Lydii. Prawdziwe cele watahy chimer i Theo Raekena. Nie sposób się nudzić. Brakowało mi trochę szeryfa i Melissy (zwłaszcza ich wspólnych scen), acz wciąż cenię Teen Wolf (m.in. oczywiście) za niepomijanie rodziców, jak gdyby nie istnieli. Podoba mi się, że Theo pozostał taki, jaki w poprzedniej części, bo bałam się, że zmarnują jego potencjał. Wciąż jest tajemniczy, niejednoznaczny, manipulujący i skłaniający widza do zadawania sobie pytań pokroju: O co Ci, cholera, w końcu chodzi? I nadal mam słabość do tego Judasza spod ciemnej gwiazdy.
   Gra aktorska, jak zawsze, na bardzo wysokim poziomie. Pole do popisu miała zwłaszcza Holland Roden (serialowa Lydia) i nie zawiodła. Za to Cody Christian (Theo) zachwycił mnie w finale. Nie mogę nie wspomnieć o Dylanie O'Brienie, który przykuwa najwięcej uwagi, więc wszystko wskazuje, że kolejny raz zgarnie statuetkę Teen Choice jako złodziej scen. Ze ścieżki dźwiękowej mogę wyróżnić naprawdę wiele utworów, które zapadły w mojej pamięci. Zapraszam więc na kanał Teen Wolf Music. Polecam szczególnie Find My Way BackWhere's My Love i To The Wonder
   Dwa ostatnie odcinki po prostu miażdżą, rozwalają system, tak kolokwialnie ujmując, i łamią serce. Istny hardcore. Jazda bez trzymanki. Pełne korowody emocji, barwne przeplatanki i nieoczekiwane obroty spraw. Pozdrowienia dla wszystkich, którzy czytali Mroczną połowę Stephena Kinga. Będą trochę mniej zdumieni, ale naprawdę nie szkodzi. Wiem to na własnym przykładzie. Zaskoczyło mnie rozwiązanie wątku pewnej postaci, jak i wtrącenie innego, ale nie zdradzę nic więcej, bo łatwo napomknąć zbyt wiele i zepsuć całą przyjemność z oglądania.
   Czego mi brakowało? Tak szczerze to tylko trupów, skończyło się zbyt dobrze. Z tym byłabym w zasadzie ostrożna, bo gdy ostatnio narzekałam w ten sposób, DOSŁOWNIE w następnym odcinku uśmiercono jedną z moich ulubionych postaci. Jak dla mnie za dużo Hayden i ogólnie młodych, wolałabym więcej starego, dobrego stada. Strasznie dużo się działo, poszło trochę za łatwo. Może to ostatnie to jednak plus. Wszystko tkwiło w drobnym szczególe, rozwiązanie było naprawdę banalne, ale na takie najtrudniej wpaść. 



    Reasumując, sezon 5b Teen Wolf z pewnością nie zawodzi. Zawiera w sobie wszystko, co jest dla serialu tak bardzo charakterystyczne — niebanalne zagadki, humor, oryginalny klimat, barwne postacie i mnóstwo przeplatających się ze sobą intryg. Określiłabym go jako połączenie pierwszych, lżejszych sezonów i ostatniego, który z pewnością był mroczny, niczym młodzieżowy slasher. Kilkakrotnie zostałam wbita w fotel. To była taka przeplatanka Tak, no dalej, nareszcie! No nie, błagam! Tylko nie to... W szczególności w odcinku szesnastym, ponieważ pewnego rozwiązania nigdy bym się nie spodziewała. Kwestia tożsamości Bestii została dokładnie przemyślana. Wprawdzie widz dość wcześnie się tego domyśla, ale to jeszcze bardziej podsyca emocje. Co zrobić, by pokonać monstrum, lecz ocalić niewinnego nastolatka? Kogoś, kogo znamy. 
   Jeffie Davisie, nie jesteś (psychopatą) reżyserem i scenarzystą, ale geniuszem. Jestem zachwycona, że o tym, kto wygrał, zadecydowało dosłownie kilkanaście sekund. I to nie byle jakich. Do tego współczułam tym osobom, do których wcześniej byłam skłonna jedynie żywić urazę.  
   Polecam, jeśli chcesz się dowiedzieć, o co chodzi z Samarą (to było epickie), dlaczego Deucalion to wygrany sezonu (nie tylko dzięki błyskotliwemu porównaniu do jednej z powieści Agathy Christie) i w jaki sposób scenarzyści oddali hołd jednej z postaci. 
   Na ile punktów zasługuje w dziesięciostopniowej skali? To bardziej niż oczywiste. Kac serialowy bywa naprawdę intensywny (mam obecnie podwójną żałobę z szansami na poczwórną). Pozostaje czekanie jak na szpilkach na sezon szósty. 

11/10  

+ Moje top 5 najlepszych scen!
(kolejność absolutnie przypadkowa; oczywiście znajdują się spoilery, uważać nawet na tytuły, choć jeden jest mylący i błędny; szczególne pozdrowienia dla tych, którzy i tak obejrzą, tak jak ja bym zrobiła)


(Na miejscu Theo, choć to nic dziwnego jak na Beacon Hills, miałabym schizę do końca życia, bo jego siostra jest przecież martwa, 0:18/19 wygrało).

12 komentarzy:

  1. Ciekawa recenzja :) Zaczęłam kiedyś oglądać Teen Wolf, jednak moje zainteresowanie skończyło się w połowie pierwszego sezonu. Jestem po prostu beznadziejna w oglądaniu seriali ;) Ale może kiedyś dojdę do sezonu 5.
    Pozdrawiam, Tysiąc Żyć Czytelnika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Seriale nie dla wszystkich. Również pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. "Teen Wolf" przestałam oglądać chyba na 2 sezonie, ale muszę, po prostu muszę wrócić do tego serialu, bo ewidentnie zrobiło się mega ciekawie. Wątek Lydii wydaje się być bardzo intrygujący!
    http://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czym dalej, tym lepiej. Naprawdę. Wiele osób sobie nawet odpuszcza dwa pierwsze sezony.

      Usuń
  3. Kocham teen wolf. Moj ulubiony serial 💕💕
    http://natalkapk.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezuu, mój dół zamienił się w kanion po obejrzeniu ostatnich odcinków TW ;--; Jezu czy tylko ja ryczałam jak bóbr przy scenie Stydi? Albo kiedy pokazali Alison z Scottem, a później Stiles powiedział Lydi, że Alison uratowała Scottowi życie.. Ludzie moje serce w ten czas pękło. Określeniem tego sezonu było by słowo 'Katharsis'. Totalne oczyszczenie. Sezon ten trafia u mnie na miejsce 2 z wszystkich sezonów. Na pierwszym miejscu chyba zawsze zostanie u mnie mroczny Stiles z 3 sezonu <3
    Cóż do najlepszych piosenek dodałabym piosenkę Delta Spirit - The Wreck

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rów Mariański po prostu... Nie płakałam, ale moje serduszko owszem. Oczyszczenie... O tak, idealne. Akurat tej piosenki nie kojarzę, muszę sprawdzić.

      Usuń
  5. Przybywam! Milion lat po fakcie, ale jestem. Zachwycam się Twoim zachwytem. To znaczy... zgrabnie napisane. A fresk faktycznie genialny. Nie oglądałam filmików, wystarczyło mi zobaczyć na podglądzie Stilesa i... Stiles, Stiles... S-T-I-L-E-S. STILES! Tak bardzo tęsknię za nim.
    Spodziewaj się sensowniejszego komentarza pod następnym postem, ech.

    OdpowiedzUsuń
  6. Podesłałaś linka, to się wypowiem. 5B było fajne. Nawet bardzo, ale w mojej opinii czegoś zabrakło, choć nie jestem w stanie sprecyzować czego dokładnie. Parę rzeczy nie zagrało poprawnie, ale dla mnie to wciąż rozrywka na poziomie. W skali od 1 do 10 dałabym mu 7.
    Najbardziej podobały mi się odcinki od planu odbicia Lydii do retrospekcji z Marie Jeanne. Przedostani odcinek i finał nieco mnie jednak rozczarowały.

    Dokładnie cytując moje myśli po finale "I co? To już wszystko?" Czułam się, jakby po tym miało być jeszcze coś. Przez dwa ostatnie odcinki akcja dosłownie pędziła, wszystko upakowali na raz, ciężko było się skupić na czymkolwiek. Wszystkiego było za dużo, co dało mi tylko odwrotne wrażenie niedokończenia albo i wręcz traktowania pewnych kwestii po macoszemu.

    Poza tym cały wątek z Pustynnym Wilkiem wydawał mi się doczepiony na siłę. Czemu tak właściwie miał służyć? Temu, żeby Malia miała więcej mocy? Rozumiałam jej motywacje, chęć rozwiązania kwestii rodzinnych, no i bez Stilesa prezentowała się o wiele lepiej jako bohaterka, ale samo wykonanie mnie nie przekonało. To samo miałam przy Kirze. Za szybko, za mało rozwinięte i z użyciem skrótowców odbierających przyjemność ze śledzenia wątku. Parrisha też jakby zepsuli, jego historia jako Hell Hounda średnio mnie wciągnęła. I jeszcze te niepalne szorty. ;P Poza tym jestem ciekawa czy ktoś naprawdę, szczerze polubił Hayden. Mnie niestety denerwowała, a jej sceny z Liamem często komentowałam przewróceniem oczami.
    Oczywiście było też masę fajnych elementów. Powrót dowcipkującego Stilesa, jego sceny z Lydią,ogólnie wszystkie sceny z nią, lacrosse i trener, porozumienie Scotta z Deucalionem, koniec Theo - nie umiałam go polubić, więc satysfakcjonująco oglądało mi się to "zapadnięcie pod ziemię". ;D
    A co do zakończenia, to się zgodzę. Było zbyt cukierkowo, spodziewałam się, że Mason umrze i zabierze po drodze kogoś ze sobą. "Starej gwardii" też trochę mi zabrakło. A Bestia? Demnatio memoriae to jednak nie był taki zły pomysł, więc i ja postaram się o niej zapomnieć, bo bardziej śmieszyła niż cokolwiek innego.
    PS Nie odtwarza przedostatniego filmiku z powodu jakiś praw autorskich.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się co do wątku z Pystynną Wilczycą, choć to było genialne:
      - I want my power back.
      - I want my family back.
      Niepalne szorty, hah.
      Dziękuję za poinformowanie. Zaraz sprawdzę, co nie gra. Również pozdrawiam. :)

      Usuń

Szablon stworzony przez Lune / Technologia Blogger / Credits: X X X