REQUIEM dla grafomana

piątek, 25 marca 2016

Prawniczy House — recenzja „W garniturach”


   Dlaczego Prawniczy House? Nie chodzi o plagiat serialu medycznego o tym lekarzu, broń, Boże, to był komplement. Otóż, czytając dyskusje na forum, spotkałam się z najkrótszym i zarazem najtrafniejszym opisem W garniturach  Jak House został prawnikiem...Podobny klimat, skomplikowane relacje pomiędzy postaciami i życie zawodowe na dokładkę. 



   Wyobraź sobie, że jesteś dwudziestoparoletnim bezrobotnym, który daje się namówić przyjacielowi-dilerowi na dostarczenie towaru pewnemu bogaczowi. Uciekając przed policją, przypadkiem trafiasz na rozmowę kwalifikacyjną o pracę na posadzie pomocnika młodszego wspólnika renomowanej kancelarii. Tak się składa, że kilka lat temu założyłeś się ze znajomym o to, że uda Ci się dostać na Harvard i studiować tam prawo, jednak zostałeś wyrzucony przez pisanie prac za innych uczniów. Dopisuje Ci olbrzymie szczęście, zdradzasz się, wysypując przez niezdarność zawartość walizki, kilka kilogramów marihuany. Jednak dzięki fotograficznej pamięci, mimo braku kompetencji i wystąpieniu dużego ryzyka, dostajesz tę posadę.
   Brzmi jak bajka o w czepku urodzonym chłopaku? Można odnieść takie wrażenie, lecz historia Mike'a Rossa jest bardziej skomplikowana i pokrętna, niż mogłoby się wydawać. 



   Mike zostaje wplątany w okrutny świat korporacji, w którym nie ma miejsca na współczucie i sentymenty. Okazuje się, że zawód adwokata nie należy do takich prostych i przyjemnych, jak mu się wydawało. Harvey Specter, który wydaje mu większość poleceń, jest wprawdzie stosunkowo łagodny i pokojowo nastawiony (choć to taki typowy casanova), ale u głównej szefowej, wymagającej Jessicy Specter nie ma tak łatwo.


    Gdybym miała wskazać największy atut tego serialu, postawiłabym na postacie, które są naprawdę świetnie i ludzko wykreowane. Do tego operujące inteligentnym poczuciem humoru, czego chcieć więcej?
   Mamy takiego Mike'a. Nierozgarniętego, spóźniającego się dzieciaka, który przyjeżdża do jednej z największych i najbogatszych kancelarii w Nowym Jorku na rowerze, mając na sobie pogniecioną koszulę i luźno zawiązany krawat. Na pierwszym miejscu w rankingu moich ulubionych postaci uplasował się ostatnio Harvey Specter, który pod maską obojętności kryje głębokie uczucia i zdezorientowanie. Uwielbiam jego cytowanie znanych postaci filmowych i wplatanie do rozmów czysto prawniczych fragmentów właśnie o kinematografii czy sporcie, zwłaszcza koszykówce i boksie. Za to najbardziej barwną i nietuzinkową postacią z pewnością jest Louis Litt. Raz się go uwielbia, raz nienawidzi. Jesteś nieczuły, Harvey, a wszyscy Ciebie kochają. Ja jestem uczuciowy i mnie nienawidzą. Louis i jego dyktafon (bo, jak to ujął Harvey, nie może pisać pamiętnika jak inne dziewczynki). Louis piszący list do kota. Louis myślący, że Jeff żywi do niego romantyczne uczucia. Louis krzyczący na klienta, który w skutek tego dostaje zawału i umiera, a w firmie automatycznie rozchodzą się plotki, że zabił człowieka. Mamy jeszcze Donnę, którą również bardzo lubię. Taką typową sekretarkę, która wie wszystko o wszystkim i zna Cię lepiej, niż Ty sam. Nie polubiłam natomiast Jessici, gdyż nie przepadam za chłodno kalkulującymi kobietami sukcesu, które robią wszystko, by utrzymać się na odpowiedniej pozycji. Nie wspomnę o Rachel, którą zaczęłam tolerować dopiero w trzeci sezonie. Przez tolerować rozumiem, że mniej więcej wtedy przestałam wyobrażać sobie, oglądając sceny z nią, jak to cudownie byłoby gdyby, została potrącona przez autobus, przez co mogłam skupić się na oglądaniu.


   Serial pozwala poznać bliżej życie bogatych, cenionych prawników i pracowników dużych, renomowanych firm. Z sezonu na sezon robi się coraz poważniej (końcówka trójki to jakieś dramy, a i piątka zaczyna się z ogromnym hukiem), ale proporcje są zachowane i wśród wzruszeń, nadal serwują nam niepowtarzalny humor. Trochę przeszkadzała mi schematyczność, zwłaszcza w relacji Harvey x Louis, ale nie psuło to aż tak bardzo odbioru. Główny wątek miłosny również nie przypadł mi do gustu, acz przymknęłam na to oko, bo nie skupiali się na romansie jakoś szczególnie. Czasem było trochę zbyt sielankowo, Mike'owi ukrywanie się szło zbyt łatwo. Nie chcę spoilerować, ale już dawno powinni go wywalić. W pewnym momencie ta sytuacja staje się naprawdę pogmatwana. 
   Nie mogę nie wspomnieć o idealnie dobranych aktorach i ich grze na naprawdę wysokim poziomie (kilku, tak dla orientacji, ma na filmwebie ocenę powyżej 9). Ścieżka dźwiękowa jest, no co tu dużo mówić, powalająca. Trudno o niej zapomnieć, bo naprawdę nieraz miałam przez nią ciary. Żeńską część czytelników zachęcą faceci w garniturach i uśmiech Gabriela Matcha (patrz: dwa zdjęcia w górę). I jego totalnie urocze pieprzyki nad lewym okiem.
   To idealny serial dla... nielubiących seriali. Zwłaszcza pierwszy sezon. Nie trzeba oglądać regularnie, gdyż każdy odcinek dotyczy innej sprawy. Muszę się przyznać, że sama nie oglądałam wszystkich, choć moja siostra nie opuściła żadnego. 


8/10

6 komentarzy:

  1. Nawet nie kojarzę tego serialu. :D No ale jak to seriale, pewnie jakbym zaczęła oglądać to bym się wciągnęła. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas w Polsce jest jakoś mało popularny, ale chociaż zbiera dobre noty. No nie zaprzeczę, strasznie wciąga.

      Usuń
  2. Hm....to smutne, ale dopiero teraz urzekła mnie prostota szablonu. Naprawdę, naprawdę nie wiem czemu, strasznie tu przyjemnie - zostaje *.* A tak poważnie, pierwszy raz jestem tu, na komputerze, a to wizja raczej przerażająca niż krzepiąca. Ja mam dużo wolnego (czyt. muszę jeszcze zaraz iść pomóż w ostatkach sprzątania), a że najbliższy odcinek mojego Naruto dopiero za dwa tygodnie, więc jest progres. Gdzieś tam wspomniałam, że chcę się zabrać za drugi sezon Teen Wolf, a wybieram się jak sójka za morze co się wybiera i dotrzeć nie może. Więc, jak zawsze mnie pozytywnie zachęciłaś. Co tu dużo mówić, jak nie oglądałam, heh. Ale muszę powiedzieć, coś co już pewnie wiesz. Kocham, kocham, kocham twoją ironię. W stu procentach. "Corteen" - egoistyczna duma, głaszcze moje ego ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wolę nawet czytać na komórce. Tak, środek nocy i słuchawki w uszach... Właśnie miał być taki minimalistyczny, więc dobrze. Ironię? To znaczy? Heh,

      Usuń
  3. "Louis krzyczący na klienta, który w skutek tego dostaje zawału i umiera"? Płaczę.
    Moja siostra oglądała, z tego, co kojarzę. I gdyby nie chroniczny brak czasu (a raczej - nie mogę brać się za nic, co wymaga zaangażowania, bo SZKOŁA), już dawno siedziałabym przed ekranem z herbatką. Ech, Mike, musisz poczekać.
    PS Tak bardzo sensowne komentarze zostawiam, że aż mnie to przerasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jakie plotki po firmie chodziły, hah? Mike w trójce zmienia się w dupka (w czwórce znów jest Mike'm), ale nadal mam do niego... dystans? Twoje komentarze w porównaniu do moich są w miarę sensowne.

      Usuń

Szablon stworzony przez Lune / Technologia Blogger / Credits: X X X